Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz? On odparł: Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał.
Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.
(Mt 17,10-13)
To scena tuż po przemienieniu. Piotr, Jakub i Jan schodzą z Jezusem z góry. Przed chwilą widzieli, jak Jezus rozmawia z Eliaszem i Mojżeszem, Piotr nawet chciał dla Eliasza stawiać namiot. Ale potem obaj prorocy znikli w świetlanym obłoku. A zagadka – została, więc uczniowie pytają. I Jezus wyjaśnia.
To jest piękne w tej scenie – i piękne w Bogu: że On chce się dzielić Sobą i swoimi sprawami. Że zabiera ze sobą swoich przyjaciół i pokazuje im Siebie naprawdę, w blasku chwały. Że mówi wprost o swojej męce i śmierci. A jeśli jego bliscy czegoś nie rozumieją – mogą po prostu zapytać i mieć pewność, że nie powie im: „to moja sprawa” albo „wyjaśnię wam kiedy indziej”. Mogą mieć pewność, że Jego słowa są prawdą: że choćby się działy rzeczy na pozór niewiarygodne, jak oglądanie Bożej chwały, głos z nieba i legendarni prorocy na żywo – nie ma w tym żadnego kłamstwa ani udawania.
Tego nam czasem tak bardzo brak: budowania naszych relacji na dzieleniu się sobą, prawdzie i zaufaniu. Tak, jak to robią Piotr, Jakub, Jan i Jezus.